stop. look. listen.

Burza w pękniętej filiżance.


Nie ma standardowej reakcji na idiotę w pomiętym płaszczu, który ogłasza się Aniołem Pana, ale jedną z najprostszych jest wybuchnięcie śmiechem (trochę pijanym śmiechem, ale radzisz sobie z tym co masz).

- Jak bardzo jesteś naćpany, i dlaczego ja nie dostałem tych dobrych prochów? - pyta Rupert (Ripper. Ripper. Imię jest jeszcze dość nowe, ale o wiele lepsze niż to w paszporcie, naprawdę).

Ponad trzydzieści lat później nie będzie się już śmiał, kiedy ten sam anioł pojawi się w jego pokoju hotelowym na wrotach piekieł i oznajmi, że świat się kończy. Wtedy tylko zamknie oczy i będzie miał przez moment ochotę zakryć głowę poduszką.

- Znowu? - zapyta.

Skrzydła są efektowne, musi to przyznać, ale w obecnym stanie (lekko wstawionym i naprawdę, naprawdę naćpanym), sprawiają że wybucha jeszcze głośniejszym śmiechem. Być może nawet cholernym chichotem (trzeba będzie coś z tym zrobić, ktoś kto nazywa się Ripper nie może chichotać, chyba że byłby to złowrogi chichot).

- Jestem prawie pewien, że przynajmniej niektóre demony są skrzydlate. Głównie nieloty, co prawda. Jak pingwiny.

Samozwańczy anioł nie wygląda na rozbawionego.

- Wzywanie demonów dla własnej korzyści nie jest tym, co dla ciebie zaplanowano.

Co oni tam wiedzą.

Trzydzieści lat i jakieś czternaście końców świata później, anioł powie mu, że zbliża się Apokalipsa.

- Może i dobrze - mruknie, patrząc w sufit. Świat jest przereklamowany, a przeznaczenie to skurwysyn który się od niego odwrócił. Może dlatego, że go zdradził. A może wcale nie myśli o przeznaczeniu. - Poza tym, przy moim szczęściu, pewnie jesteś Pierwszym - doda.

Jest jeden łatwy sposób na udowodnienie, że nie. Dotyk anioła - zaśmiałby się, gdyby jego poczucie humoru nie zaginęło gdzieś pod ruinami Rady, nie zostało pochowane ze współpracownikami których głównie nienawidził i ojcem którego raczej nie znał. Nawet nie był na pogrzebie, uciekanie przed poplecznikami Pierwszego miało priorytet.

- Prawie jak dawne czasy - powie.

- Wtedy bardziej cię to obchodziło.

Po śmierci Randalla anioł odwiedza go w nocy (nieważne ile razy to powtarza w myślach, za każdym razem brzmi bardziej idiotycznie).

- Mogłeś mi powiedzieć - mówi, krzyczy, dramatyczne fajerwerki nie sprawiają że czuje się ani odrobinę lepiej.

- Uwierzyłbyś?

Trzydzieści lat później nadal w niewiele wierzy. W Buffy, nadal, pomimo wszystkiego, może. W nieubłagany koniec świata. Cała ta debata pomiędzy niebem a piekłem nie ma znaczenia z punktu widzenia wiary i niewiary, kiedy stoisz nad brzegiem piekła, które lada dzień się otworzy i wszystko pochłonie.

- Może i dobrze - powie o końcu świata, jeszcze później, kiedy jest już całkiem pewien że nie rozmawia z Pierwszym i coraz mniej pewien, że ma do czynienia z aniołem. - Są lepsze światy.

- Każdy świat który tracimy na rzecz ciemności jest katastrofą, jest końcem - powie anioł, a Giles pokręci głową i przewróci oczami. Anioły są najwyraźniej jeszcze bardziej górnolotne niż wampiry, a myślał że to niemożliwe po Aniele. Aniele. Górnolotne. Ha.

- Dlaczego niby jestem taki ważny? - pyta, dwa dni po śmierci Randalla, dwie minuty po tym jak zmęczył się gniewem i nie gniewem. Nie ma siły otworzyć oczu, a co dopiero się ruszyć, mimo że podłoga okazuje się cholernie niewygodna.

- Nie jesteś.

Najwyraźniej ojciec miał rację, myśli Rupert (nie Ripper. Nigdy więcej).

- Wracam do Rady - mówi. Do siebie, bo anioła już nie ma, najwyraźniej dostał to co chciał. Nawet się nie przedstawił, dupek.

Trzydzieści lat później będzie czuł upływ czasu w kościach, powoli ścierających się na pył. Anioł będzie wyglądał dokładnie tak samo, ten sam pomięty płaszcz. Czas nie ma znaczenia, a jeśli zapytasz Gilesa (zawsze już Gilesa, ci którzy mogli znać Ruperta już nie żyją), nic innego też go nie ma.

- Dlaczego nie pójdziesz prosto do źródła i nie porozmawiasz z Buffy? - zapyta.

- Nie posłuchałaby mnie.

Prawie się roześmieje.

Zrobi herbatę, którą anioł się nie poczęstuje. Giles pomyśli, że jeśli w niebie nie ma herbaty, to on może się zastanowi nad całym konceptem przeciwstawiania się piekłu. Co prawda, z jego szczęściem, piekło miałoby tylko Lipton w torebkach.

Fusy na dnie filiżanki ułożą się w skrzydlaty kształt. Tanie sztuczki. Kiedy z niesmakiem podniesie wzrok, anioła już nie będzie.