stop. look. listen.

Postapokaliptyczny paradygmat kohabitacyjny.

Wszystko zaczyna się w sobotę rano, kiedy poranny odcinek Doctora Who zostaje przerwany przez wydanie specjalne wiadomości. Sheldon ogłasza koniec świata jeszcze zanim dziennikarz prowadzący wspomina o ataku.

- Dalej masz ten zestaw na sytuacje ekstremalne polecany przez Sarę Connor? – pyta Leonard.

*

Możnaby pomyśleć, że światłe umysły jak ten należący do Dr Sheldona Coopera, i w znacznie mniejszym stopniu te, które posiadają Leonard, Wolowitz i Koothrapalli, byłyby pożądane w obecnej sytuacji. Ale najwyraźniej sztab podejmujący decyzje w zastępstwie już nieistniejącego rządu cierpi na coraz bardziej powszechną przypadłość idiotyzmu.

- Mój toster chciał mnie zabić – skarży się Penny, po tym jak znowu przejawiła smutną tendencję do wchodzenia do ich mieszkania bez pukania.

- Serio? – pyta Leonard, typowo zaskoczony przez logiczne wydarzenia. Po tym jak ich mikrofalówka chciała wysadzić budynek w ataku kamikaze, doprawdy. – Toster?

- Ktoś –Penny spogląda na Sheldona znacząco. Co znaczy jej spojrzenie Sheldon nie ma pojęcia i, mówiąc szczerze, mało go to interesuje. Nastroje Penny są chaotyczne i niewarte uwagi, chyba że mogą wywrzeć wpływ na komfort i spokój ducha Sheldona. – Ktoś poradził mi, żebym kupiła toster z Bluetooth.

- Wszystko jest lepsze z Bluetooth – stwierdza Sheldon. Naprawdę wszystko jest lepsze z Bluetooth.

- I mogłam ustawić temperaturę tostów z sypialni, albo biorąc prysznic, zamiast przechodzić dwa metry w moim cholernie małym mieszkaniu! – Penny wygląda na zdenerwowaną tym niesamowicie przydatnym ułatwieniem. – Co i tak bym zrobiła, bo do tostów chce kawy! Z ekspresu! Który stoi zaraz obok, nie miał Bluetooth, i nie próbował mnie zabić obwiązując kabel dookoła mojej szyi!

- I co?

Penny wzrusza ramionami. – Pociachałam go tasakiem do mięsa. Gwarancja chyba tego nie obejmuje, co?

- Od kiedy masz tasak do mięsa? – pyta Leonard, nietypowo logicznie jak na niego. Penny nie gotuje, większość posiłków przyjmuje w pracy, lub w postaci jedzenia na wynos u nich w mieszkaniu, zawsze zamawiając sajgonki i psując delikatną strukturę dzielenia posiłków.

- Och, od kiedy doszłam do wniosku, że dwaj mężczyźni z przeciwka będą absolutnie bezużyteczni jeśli kiedyś zostanę zaatakowana we własnym mieszkaniu.

Leonard i Sheldon wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. To jedna z chwil obrazujących jak dobrą załogę stanowią, mimo wszystko. Jak Kirk i Spock w kultowym epizodzie oryginalnej serii, Kłopot z Tribble’ami. Sheldon niedawno doszedł do wniosku, że może pozwolić Penny, skoro już wdarła sie do ich grupy, być Uhurą. To wielki zaszczyt, ma nadzieję, że Penny zdaje sobie z tego sprawę.

- Penny – Sheldon mówi z namaszczaniem. – Chcielibyśmy niniejszym zaproponować ci azyl w naszym mieszkaniu. Jest większe niż twoja zagracona klitka, a wszystkie urządzenia mechaniczne zostały rozłożone na części pierwsze i nie stanowią już zagrożenia. Nawet moja nocna lampka-miecz świetlny – dodaje z wyrzutem.

- Działała na podczerwień! Mogła się komunikować, i pewnego dnia obudziłbyś się z mieczem świetlnym w...

- Przeprogramowałbym ją żeby służyła dobru, jak oryginalny T-800!

- Chcecie mnie tutaj dla mojego tasaka? – domyśla się Penny. Czasami potrafi wyciągnąć logiczne wnioski z zaskakującą łatwością. Może nie wszystko jest stracone, Sheldon musi tylko popracować nad jej edukacją. – Ochrona kosztuje, kawa jest moja.

*

Wolowitz ginie tego samego dnia kiedy upada Paryż. Te dwie rzeczy nie są ze sobą związane.

Harold został wysłany po zapasy bo wbrew krzykliwym strojom okazał się najlepszy w unikaniu wroga. Penny twierdziła, że jego teksty odstraszają nawet maszyny. 7/11 z resztką nie rozgrabionych zapasów został zbombardowany o siódmej trzynaście rano. Nie było ocalałych.

Penny zamyka się w łazience na dwie godziny, marnując setki litrów wody. Kiedy wreszcie wychodzi, jej oczy są czerwone i opuchnięte.

- Przedwczoraj Howard zapytał mnie, czy jeśli zostaniemy ostatnimi ludźmi na ziemi, to czy wtedy się z nim prześpię.

- Przespałabyś się? – pyta z ciekawością Leonard.

- Ocipiałeś?

*

- Skonstruowałem radio – ogłasza Sheldon. Powinien był to zrobić wcześniej, ale nawet on musiał przyznać, że gromadzenie zapasów stanowiło priorytet.

- To miło?

- Penny, Penny, Penny. Teraz możemy nie tylko odbierać wiadomości od reszty dzielnie walczących rebeliantów, teraz możemy także nadawać własną audycję, niosąc wiedzę i nadzieję wszystkim potrzebującym.

Penny milczy przez chwilę. – Czy Sheldon jest Johnem Connorem w tym scenariuszu? Tak, widziałam ten film, zamknijcie się, Sheldon, grał tam Laurie z Małych Kobietek, Sheldon. Batmana też widziałam, Sheldon, i nie, nie możesz mi opowiedzieć jak się różni od wszystkich komiksów które posiadasz, Sheldon.

- Sheldon może byc Johnem Connorem w tym scenariuszu – przyznaje Leonard, bardzo powoli.

- Mesjaszem, zbawcą i przywódcą ludzkości? – Penny podnosi rękę. – Gdzie się można zapisywać do armii maszyn?

*

Koothrapali pewnego dnia wychodzi i nie wraca. Dwa tygodnie później, przez radio skonstruowane przez Sheldona, słyszą o nowej komórce ruchu oporu w Indiach.

- Mam nadzieję, że nie prowadzi jej po pijanemu – mówi Penny cicho, a Sheldon nie odsuwa sie kiedy chowa twarz w jego podkoszulku z Flashem Gordonem. Ale jak zacznie płakać, to koniec, to jego ostatnia koszulka z Flashem.

*

- Penny – Sheldon zaczyna pewnej soboty, kiedy nieprzyjemne uczucie w żołądku spowodowane niemożliwością obejrzenia Doctora Who wreszcie mija. – Chciałbym przedstawić hipotezę, że w przypadku gdyby ludzkość potrzebowała odbudowania, twoje zdrowe geny środkowych stanów, które wpływają na ogólną estetyczną wyjątkowość twojej twarzy i figury, i mój nieprzeciętny intelekt i zdolności logicznego rozumowania tak rzadkie w dzisiejszych czasach przedstawiają dla niej sporą nadzieję. Dla ludzkości – uściśla. Proces będzie uciążliwy i czasochłonny, oczywiście, ale Sheldon Cooper potrafi się poświecić dla dobra ogółu.

Penny mruga kilka razy. – Schowaj te tablice z diagramami, Sheldon.

*

- Zadziała.

- Nie zadziała.

- Zadziała.

- Nie zadziała.

- Co nie zadziała? – pyta Penny.

- Impuls elektromagnetyczny mający na celu sparaliżowanie maszyny. I zadziała – stwierdza Sheldon. – Wierzcie mi, jestem geniuszem.

Leonard przewraca oczami i podnosi urządzenie z biurka. – Dobra, spróbujmy.

Nie zadziałało.

- Przypomina mi się komiks w którym zginął Kapitan Ameryka – Sheldon mówi cicho tego wieczoru. - Wszyscy z grupy Avengers...

- Zamknij się, Sheldon – Penny kładzie mu głowę na kolanach. Sheldon zamyka się.

*

Skończyły mu się białe tablice. Kończy mu się ściana w sypialni, którą zaczął wykorzystywać po tym, jak skończyły się tablice.

Kończy się też jedzenie, nie mają już środków czystości, Penny zaczyna grozić, że będą musieli używać jego komiksów jako papieru toaletowego.

- Twoje tablice nie są najważniejsze, Sheldon.

Penny nic nie rozumie.

- Powinienem to rozwiązać. Jestem obecnie najmądrzejszym człowiekiem na ziemi, wiesz, że to prawda, wszyscy zdobywcy nagrody Nobla w jakichkolwiek liczących się dziedzinach albo nie żyją, albo ukrywają się w Amazonii. Jeśli ktokolwiek ma szansę znaleźć sposób na pokonanie maszyn to tylko ja, Penny, a nie mam nawet tablic!

- Sheldon...

- Poza tym, dzisiaj jest Wieczór Halo, a jest nas tylko dwoje, i nawet nie mamy konsoli, a nawet gdybyśmy mieli, to ta konsola jest dokładnie tym, z czym walczymy, i jestem w 94 procentach pewien, że moja rodzina nie żyje, i tęsknię za Leonardem. Pozwoliłbym mu nawet gwizdać, jeśli robiłby to w porach nie objętych ciszą nocną i nie byłyby to melodie z lat 80tych.

- Sheldon, skarbie – Penny obejmuje go i zmusza do tego, żeby usiadł na kanapie, mimo, że to nie jest jego miejsce. – Posłuchaj... – zaczyna i milknie, po czym zaczyna głaskać Sheldona po głowie, śpiewając ‘Miękkiego Kotka’.

- Penny? Co będzie jeśli to jest koniec świata?

- Może maszyny chcą tylko używać nas jako baterii i spędzimy wieczność w wirtualnej rzeczywistości – Penny stwierdza po namyśle.

- To mnie trochę pociesza.

- Tak, tak, ślicznie, Sheldon – mówi Penny, całując go w czoło.