stop. look. listen.

Rytm.

Nie powinna.

Jej biodra kołyszą się jak huśtawka. Do przodu, do tyłu, do przodu, do...

- Mocniej.

Jak na huśtawce, kiedy popchną cię wystarczająco mocno, kręci się w głowie, oczy zachodzą błekitem, niebo czyste i otwarte...

Nie.

Nie powinna. Nie.

- Tak, Spike. Mocniej.

Jego palce zaciskają się na jej biodrach, a jej ciało wygina się w łuk, napięty, gotowy, niebezpieczny.

Nie powinna. Nie... powinna winna inna nie.

Słowa zlewają się w jedno, echo rozbrzmiewające falami, rytm nadawany przez jego ruchy. Dzwoni jej w uszach.

Czuje, jak jej kości topią się do cna, płynna lawa w jej żyłach, pod skórą, która piecze i marznie. To miłe uczucie. To jakieś uczucie.

Proch i pył, po lawie, proch i pył.

- Lubisz tak, prawda? - szepcze do jej ucha, wargi muskające jej szyje. Nie powinna. - Mam cię rżnąć mocniej?

- Tylko spróbuj przestać - mruczy.

- Maniery - mówi sucho. - Poproś mnie ładnie.

Nie powinna. Winna. Inna. Nie.

- Proszę - mówi cicho, bez odrobiny sarkazmu. Spike patrzy na nią przez chwilę, uważnie, pytająco, a potem znowu wchodzi w nią mocno, wypełnia ją całą.

Niebo się otwiera, oślepia ją.

Winna.

Spadnie z huśtawki, musi, skoro jej jedyna linia zabezpieczająca to wampir który wyobraża sobie, że ją kocha.

Jej kości topią się, topią się jej skrzydła, spływając wilgotną lawą po jej ciele. Czuje strużki lawy ściekające po jej nogach, to kwestia czasu aż cała się roztopi.

- Teraz, Buffy - Spike przesuwa językiem po jej szyi. - Teraz.

Nie.

- Tak - krzyczy.

Powinna.