stop. look. listen.

Trzy najgorsze apokalipsy.

1. Świat się skończy, chyba, że będziemy uprawiać seks.

- Co? - Xander zapytał po raz szesnasty. Dobra, może trzeci, ale wydawało się, że szesnasty, zwłaszcza że do tej pory nie uzyskał właściwej odpowiedzi. Jego definicja właściwej odpowiedzi była szeroka, ale na pewno nie obejmowała tego, co Willow właśnie powiedziała. Po raz trzeci.

- Świat się skończy, chyba, że dziewica poświęci się w rytuale połączenia.

- Słyszałem! - Xander pisnął. Bardzo męsko, ale pisnął. - I chyba cię pokopało. Mocno. Nie wiem, lato jest, może są tu jakieś jarmarki, lunaparki, czy inne arki, wliczam w to Noego, i kopnął cię jakiś konik, osiołek, zebra, czy inne zwierzę parzystokopytne, bo a, to najgłupszy sposób powstrzymania apokalipsy o jakim słyszałem, a wliczam w to zeszłoroczne zatykanie portalu styropianem, i b, czemu ty w ogóle myślisz, że ja jestem dziew... że ja nie...

- Chodzi o penetrację, nie tylko o seks, Xander. Chyba, że chcesz mi coś powiedzieć?

Willow naprawdę nie powinna była iść do college'u. Edukacja naprawdę deprawuje ludzi. Nawet się nie zarumieniła, do cholery. Xander, za to, płonął rumieńcem.

- Nie. Ja... Nie. - westchnął. - Cholera. To co, twój pokój czy mój? - zażartował, chociaż wcale nie było mu do śmiechu.

Willow wzruszyła ramionami, patrząc na niego z politowaniem. - Jakkolwiek byłoby miło, ja nie mam właściwego, jakby to powiedzieć, sprzętu.

Zajęło mu to dobre dwadzieścia sekund, ale załapał. - Co?!

- Nie przejmuj się. Giles...

- Nie! Nie Giles. Willow. Albo Buffy. Tak. Okay. Nie Giles.

- Aha! - dobiegło od Nie Gilesa, z okolic kanapy. - Tak myślałem.

Popatrzyli na niego. Podniósł głowę znad książki, spojrzenie czyste i niezmącone. Najwyraźniej w ogóle nie słyszał ich rozmowy, bo już przecierałby okulary.

- Mały błąd w tłumaczeniu. Widzicie, ta kreska tutaj, w trzecim symbolu? Zmienia znaczenie słowa. Nie dziewica, Willow, ale kamień, widzisz? Co zmienia kontekst zdania całkowicie, i nie będzie chodzić o połączenie, ale podłączenie, zabawne, jeśli weźmie się pod uwagę... - i kontynuował.

Zabawne, ale Willow wyglądała na trochę rozczarowaną.


2. Mary Sue.

Giles zdjął okulary i zaczął je czyścić, powoli i z namaszczeniem.

- Pogromczyni - powiedziała powoli Buffy. - I wampir.

- Historia lubi się powtarzać? - mruknął Giles, co tylko zarobiło mu nieprzychylne spojrzenie.

- Może i tak. Ale żeby wampir miał dzieciaka? Z pogromczynią?

- Dziwniejsze niż dwa wampiry mające dzieciaka? - zapytał. Ponowne spojrzenie. Tym razem pełne wyrzutu. Jakoś się tym nie przejął. Nie miał zbyt dobrego dnia, jak do tej pory, spojrzenia rzucane przez Buffy nie były wyjątkowo irytujące, w porównaniu.

- Nie mówimy o Nim - wycedziła Buffy. Giles nie zapytał, czy chodzi o Angela, czy o Connora. Słyszalna duża litera nie pomagała w identyfikacji jakoś bardzo. - Mówimy o tej... tej... - machnęła ręką w ogólnym kierunku rudowłosej dziewczyny o szmaragdowo zielonych oczach. Giles do tej pory zawsze sądził, że szmaragdowo zielone oczy to kiepska literacka przenośnia, ale nie. Naprawdę były szmaragadowe. Nie widać było ani źrenicy, ani tęczówki. Tylko zieleń, jak dwa kamyczki.

Wampiry rozstępowały się przed nią. Mogłoby to być przerażenie i szacunek, ale Giles widział, jak kilka z nich drapało się po głowie z niedowierzaniem.

- Z drugiej strony - zaczął spokojnie - przynajmniej nie musimy się przejmować tym konkretnym końcem świata.

- Taa - mruknęła Buffy. - Panna Raven Marigold Sunshine już się tym zajęła.

- Raven? Nie Rhiannon?

- Zmienia zeznania co piętnaście minut. Częściej niż kolor włosów.

Istotnie, włosy z rudych stały się karmazynowe. Spora poprawa, tak czy siak, po płomienno-ognistych sprzed dwóch godzin. Zmiana obicia kanapy będzie trochę kosztowała, ale niestety, wypalone dziury nie wyglądały dobrze.

- Jedno co było w miarę zabawne - zmieniła temat Buffy, rozchmurzając się nieco - to mina Spike'a, kiedy Miss Kołka na przywitanie włożyła mu rękę w spodnie.

Faktycznie, przyznał Giles, i z pewną satysfakcją założył z powrotem okulary.


3. Spike staje się człowiekiem.

- Świetnie. Po prostu, cholera, świetnie.

Dawn odsunęła lusterko od jego twarzy, i przyjrzała mu się uważnie. - Para. Ma oddech.

- Tyle, to ja ci mogłem powiedzieć i bez tego szajsu. Mam oddech, puls, szansę na opaleniznę albo i pieprzonego raka płuc. O kurwa, czy będę musiał rzucić palenie?

- Fascynujące - ogłosił Giles do nikogo w szczególności.

Spike prychnął. - Pewnie, jasne, cholera - mruknął. - Nikt mnie nie ostrzegał o skutkach ubocznych. Powiedzieliście, że co najwyżej zginę. Nikt nie mówił, że będzie tak źle.

- To nie koniec świata - zaczęła Willow.

- Pewnie, że nie. Końce świata lubię.