stop. look. listen.

Trzy wycieczki do Świata Coca-Coli, Atlanta, GA.

- Świat Coca Coli? Naprawdę? - Giles pokręcił głową, walcząc z instynktem przecierania okularów. W normalnych okolicznościach chusteczka poszłaby w ruch godziny temu, ale popełnił błąd założenia się z Dawn o pięć dolarów, że nie przeczyści okularów przez cały dzień. Pięć dolarów to nic, w grę wchodził honor.

- Byliśmy w Disneylandzie, jak chciała Buffy. Byliśmy zobaczyć największy na świecie kłębek wełny, jak chciała Willow, i dla przypomnienia, nadal nie wiem o co z tym chodzi. Kłębek wełny? Serio? - Xander podniósł dłoń. - Moja kolej. Zobaczymy muzeum jednego z najwspanialszych osiągnięć w historii naszego kraju, najpopularniejszego napoju na świecie, płynnego uosobienia amerykańskiego snu. Gdzie twój patriotyzm, Giles?

- W Anglii.

- Oh.

Buffy podniosła wzrok znad swoich paznokci, których błyszczący w słońcu lakier podziwiała przez ostatnie dwie minuty. Jej rekord w niełamaniu paznokci: dwa tygodnie. Dokładnie czas od ostatniego spotkania z wampirami. Podobało jej się to. - No chodźmy już, jak mamy iść. Może nawet się czegoś nauczymy, co Giles? Zawsze chciałam wiedzieć z czego robią colę.

Giles popatrzył na nią przez dłuższy moment. - Ja nie muszę się tego dowiadywać. Ja wiem - dodał, odchrząknął, i założył dłonie za plecami, głównie po to żeby nie sięgnąć do okularów. - Poza oczywistymi składnikami, cukrem, konserwantami, kwasami, dodaje się ekstrakt z gruczołów demona co'lah'ca, pobierany przez nakłuwanie pęcherzy na jego skórze, i później przecedzany.

- Woah. Serio? - zapytała Dawn, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Nie.

- Hej! - Xander wycelował w niego palcem. - Prawie popsułeś mi apetyt.

- I dobrze. Cola rozpuszcza zęby - mruknęła Willow.

Buffy pokręciła głową. - Nie, nie. Pepsi rozpuszcza zęby. Cola rozpuszcza mózg.

- Ah. Nie ma się czym martwić, zatem - powiedział filozoficznie Giles.

*

- O, sklep, - wskazał Dean.

- Nie pokazuje się palcem - mruknął Sam, rozglądając się nerwowo. - I chyba mieliśmy wtapiać się w tłum.

- Wtapiamy się. Jak wszyscy turyści pójdziemy do sklepu, i kupimy... o, patrz! Wiadro na Coca-Colę. Rządzi, czy rządzi?

- Myślałem, że mamy tropić ducha. Nie sądze żeby szwendał się pomiędzy półkami sklepiku z pamiątkami.

- No, nie wiem. Zwykle są na coś wkurzone, nie? Ja byłbym cholernie wkurzony gdyby ktoś żądał ode mnie osiemdziesiąt pięć dolarów za taką paskudną bluzę. Rozbój w biały dzień.

- Czy zamkniesz się, jak kupię ci breloczek na kluczyki?

- Chcesz mi kupić breloczek w kształcie puszki coli z oczami na kluczyki do Impali? Straciłeś zmysły?

- Nie. Ale chyba jestem blisko.

*

- Kiedy mówiłeś o wycieczce do Stanów Zjednoczonych, myślałam Nowy Jork, myślałam Vegas, nie jakaś zapadła dziura której największą atrakcją jest sklep z Colą.

- Muzeum.

- Nieważne!

- Mają kino 4D.

- Nie zaczynaj ze mną, Patyczaku. ...Co to jest 4D?

- 3D z ruchomymi fotelami. I, jeśli się nie mylę... - przekręcił pokrętło na panelu drzwi. - Tak, oh, cudnie, panie i panowie, oto linia produkcyjna i główny reaktor, śliczny jesteś, o, tak. I, nie, tak, taaaak, wybuchnie za całe trzynaście minut.

- Następny raz, Vegas, zrozumiano?

- Tak to jest z ekstraktem z co'lah'ca, potrzymasz zamknięty w temperaturze pokojowej, przeżre wszystko. Wiedziałaś, że niektórzy ludzie myślą, że co'lah'ca to demon? Zabawni są ci ludzie.

- Vegas!