stop. look. listen.

Wyspy Szczęśliwe.

Avalon

Wyspa jest zawsze zielona, nawet pokryta cichym śniegiem. Jabłonie kwitną nawet wtedy, gdy liście czerwienią się złotem. Czas płynie inaczej tam, gdzie czas nie jest ważny; złote popołudnie ciągnie się latami.

- Masz czasami takie uczucie, że zapomniałaś o czymś ważnym? – pyta Arthur.

Jego skronie są już srebrne, pod nieistniejącą złotą koroną.

- Arthur, chyba ustaliliśmy dawno, ja nie mam uczuć – Morgana mówi lekko, rozciągnięta na zielonej trawie, włosy splątane z promieniami słońca.

Ach, tak. Sam to kiedyś powiedział. Chyba, nie pamięta. – Morgana, doprawdy – mówi teraz.

- Trudno pamiętać o czymkolwiek, kiedy jesteś tutaj.

To nie jest do końca odpowiedź której szukał, ale powoli Arthur zaczyna zapominać jakie zadał pytanie.

- Tak się kończą genialne plany Merlina – Morgana mruczy pod nosem. – Wieczność okazuje się nieco nudna.

Plany Merlina. Tę część pamięta, bo za pierwszym razem brzmiała równie idiotycznie jak za każdym kolejnym.

- Żagle. Jakiego koloru są żagle?

Wody otaczające Avalon są spokojne i czyste, kiedy patrzysz od strony wyspy nie widac mgieł. Żadna łódź nie jest dzisiaj oczekiwana, ale Arthur nie o to pyta.

- Białe.


Glastonbury

W klasztorze Gwen uczy się trzech rzeczy.

Nieważne jak grube są mury, nie odgrodzisz się od świata. Wszyscy znają jej historię, nowicjuszki szepczą do siebie kiedy przechodzi przez dziedziniec, starsze siostry spoglądają na nią z politowaniem i z zazdrością.

Przy ładnej pogodzie widać z najwyższych okien Wyspy Szczęśliwe. Gwen nigdy nie dowiaduje się dlaczego są takie szczęśliwe.

Merlin wygląda idiotycznie z brodą.

- Tylko ty mnie jeszcze odwiedzasz. – To pytanie, chociaż tak nie brzmi.

Merlin milczy przez kilka minut, wpatrzony w okno. Tego dnia pada rzęsisty deszcz, ale Gwen jest pewna, że kto jak kto, ale Merlin widzi dalej niż inni. – Gdybym mógł, dałbym ci cały Avalon, Gwen.

- Wyspy Szczęśliwe nie są dla zwykłych śmiertelników – Gwen uśmiecha się, splatając pomarszczone dłonie. – Wyglądasz idiotycznie z tą brodą – dodaje.

Merlin uśmiecha się. Ktoś inny powiedziałby, że przez chwilę wygląda jak ten młody chłopak, który kiedyś przybył do Camelotu. Gwen myśli tylko, że Merlin wreszcie wygląda jak Merlin, nie fasada którą oferuje światu.

- Kiedyś czas zatoczy koło i świat będzie znowu młody – mówi Merlin, a Gwen myśli: jak bardzo ta fasada przypomina Gaiusa. – Drugie panowanie Arthura, nowy złoty wiek. Wypatruj statków, Gwen, wypatruj białych żagli.

Czwarta rzecz, której uczy się Gwen w klasztorze: kiedy czekasz na coś z wystarczająco wielką nadzieją, nie smucisz się tak bardzo kiedy to nie nadchodzi.


Camlann

Merlin ma wrażenie, że stopy wsiąkają mu w ziemię jak w podmokły grunt, przesiąknięty krwią. Stoi nieruchomo, jak na brzegu morza, czekając na fale które zagarniają piasek.

- Trochę przesadziłaś – powie do Morgany, stojącej na wzgórzu, w rozdartej sukni i włosach pozlepianych zakrzepłą krwią.

- Myślisz? – Morgana potrząśnie głową.

Arthur nadal oddycha, Merlin wie to nawet stojąc na wzgórzu i patrząc na Morganę, której włosy unoszą się na nieistniejącym wietrze. To ważne, to najważniejsze, niespokojny rytm który na szczęście nie cichnie.

- Pewnego dnia – powie Morgana z namysłem. – Pewnego dnia budzisz się i wiesz, rozumiesz jakie to wszystko jest łatwe. Właściwe słowo, jedno słowo, Merlin, wiesz jakie to uczucie kiedy możesz wszystko? – zamilknie na chwilę, po czym wybuchnie śmiechem. – Kogo ja pytam.

To łatwe jak okiełznanie burzy i trudne jak oddychanie.

Szum morza jest coraz głośniejszy, oddech Arthura cichnie. Merlin Emrys, który już dawno nauczył się panować nad życiem i śmiercią, losem i czasem, wzdycha ciężko.

- Mam plan – powie.

Morgana potrząśnie głową. – Oczywiście że masz.


North Wales

Początek końca nadejdzie wtedy, kiedy Morgana obudzi się z krzykiem, tak jak budziła się kiedyś, zanim nauczyła się panować nad wizjami.

- Mordred – wezwie go. Usłyszy ją, gdziekolwiek jest, są złączeni odkąd był dzieckiem, odkąd ona przestawała być przestraszoną dziewczynką.

Camlann czeka, powietrze ciężkie od dymu i zapachu krwi. Mordred i Arthur stoczą ostatnią bitwę, niezależnie od wyboru Morgany; może i jest potężna, teraz, ale nie jest wszechmocna.

- Dlaczego stajesz przeciw niemu? – zapytał kiedyś Merlin, zapyta ją kiedyś znowu. Dlaczego, dlaczego, dlaczego.

- Bo ty go wspierasz – odpowiedziała wtedy, odpowie później. – Z twoją pomocą Arthur podbije świat.

- Czy to byłoby takie złe, gdyby to był on? – Merlin zapyta następnym razem. – Czy to byłoby takie złe?

Kiedy zapyta, nie będzie miał jeszcze brody, nie będzie jeszcze legendą. Będzie mężczyzną, który dopiero zaczyna rozumieć swoją potęgę, dopiero uczy się tego, że czasami najważniejsze jest nie korzystanie z magii.


Camelot

Ostatnia noc Guinevere w Camelot jest bezsenna i spędzona w lochu.

- Prawie jak za dawnych czasów - żartuje, kiedy Arthur przychodzi ją wypuścić, wciskając klucze do celi Lancelota w jej dłoń.

- Jeśli chcesz liczyć kto ile razy był wtrącony do lochu, Merlin nadal wygrywa – Artur mówi cicho i całuje jej czoło. – Czekają na was w Glastonbury. Będziesz tam bezpieczna.

Nie pyta: bezpieczna przed czym? Nie pyta: a co z tobą?

- Dziękuję.

- Merlin kazał ci powiedzieć – Arthur zaczyna i milknie. – Nieważne. Szerokiej drogi.

Gwen nie może pozbyć się myśli, że już się więcej nie spotkają.


Avalon

Nimueh budzi się czując wielkie zmiany. Wyspa jest nadal zielona, w powietrzu unosi się zapach jabłek, ale świat jest inny.

- Trochę przesadziłaś – mówi jej Taliesin tonem łagodnej nagany. Nimueh śmieje się radośnie, wyciągając ręce do słońca.

- Jego potęga wzrasta. Stara magia nadchodzi. Było warto.

Wiele lat później będzie czekać na brzegu na samotną łódź, odziana w żałobną biel. Wyspa nadal będzie zielona, świat będzie skąpany we krwi.

- Tego chciałaś? – zapyta Merlin.

Nimueh wzruszy ramionami. – Nigdy nie dostajemy tego, czego chcemy, Merlin. Zawsze dostajemy to, czego nam potrzeba.


Camelot

Kiedy Morgana opuszcza Camelot jest piękny dzień, wczesna wiosna powoli zieleni drzewa.

- Powinno padać – mówi do Gwen. – Deszcz powinien lać strumieniami, Arthur powinien mnie przeklinać, a ty powinnaś zaszyć się w swoich komnatach i odmówić widzenia się z kimkolwiek.

- Świat nie ma wyczucia dramatyzmu – mówi Gwen, składając błękitne suknie na dnie kufra. – A ty nie musisz wyjeżdżać.

- Wręcz przeciwnie, moja pani – Morgana składa płytki ukłon. – Jutro Arthur ogłosi mnie wrogiem stanu, wolałabym tu nie być.

- Arthur cię kocha – zapewnia Gwen.

- Arthur zawsze był idiotą – uśmiecha się Morgana.


Ealdor

- Powinienem był przyjechać wcześniej – Merlin ciska kamieniem w płot. Nie trafia, w normalnych okolicznościach żarty Arthura nie miałyby końca.

- I co byś zrobił? Zawsze byłeś kretynem, Merlin, ale nawet ty powinieneś wiedzieć, że są rzeczy których nie powstrzymasz.

Pogrzeb Hunith odbył się wczesnym rankiem, bez zbędnej pompy, mimo obecności króla Camelotu. Dłoń Arthura spoczywała na ramieniu Merlina przez większość ceremonii, to może być jeden z powodów dla których nic nie zostaje podpalone samą siłą woli.

- Mógłbym. Arthur, mógłbym i dobrze o tym wiesz.

Nie rozmawiają o tym. Nie ma wielu spraw o których nie rozmawiają, nie po tylu latach, tylko trzy. Uther i okoliczności jego śmierci, romans Lancelota i Gwen, oraz fakt, że praktycznie nie istnieje nic, czego Merlin nie mógłby osiągnąć za pomocą magii.

- Jeśli to miała być mierna próba zastraszenia mnie, Merlin, to gówno z tego wyszło.

Merlin uśmiecha się. To dobrze. Gówno z tego wyszło, to dobrze.


Camelot

Gwen przychodzi obudzić Morganę, która jednak już nie śpi. Siedzi na łóżku, włosy opadają jej na spokojną twarz.

- Uther nie żyje – mówi jej Gwen.

-Wiem.

Merlin i Arthur wracają z polowania pół godziny później. Arthur z kamienną twarzą wysłuchuje nowiny, po czym w milczeniu udaje się do komnat króla. Swoich, już.

- Camelot czekał na to – mówi Merlin tak cicho, że słyszy go tylko Gwen. – Albion czekał na to.

Wszyscy na to czekali, ostatnie lata Uther spędził wiedząc, że jego poddani tylko czekają na jego śmierć.

- Pójdę do niego – szepcze Gwen. Merlin kiwa głową.

- Nikt tego nie chciał, tak naprawdę. Ale wszyscy tego potrzebowaliśmy.


Avalon

- To nie twoje miejsce, Emrys, jeszcze nie. Nie znajdziesz tu odpowiedzi.

- Nie znam jeszcze pytań.

Wyspa jest zielona, w powietrzu unosi się zapach jabłek. Merlin dostaje niechętne przyzwolenie na pozostanie tu jak długo potrzebuje. Czas nie ma znaczenia, mówią mu, nic nie stracisz.

Nic też nie zyskasz nie dodają, ale jest to doskonale widoczne w ich nieprzyjaznej postawie. Merlin może i jest naczyniem pradawnej magii, ale na pewno nie zasłużył jeszcze na ich zaufanie.

Wody otaczające Avalon są zasnute mgłami; Merlin wpatruje się w nie tak długo, aż nabiorą kształtu.

- Jeszcze nie twoja pora, chłopcze – mówi mu Taliesin. – Wrócisz tu kiedyś, kiedy nadejdzie twój czas, kiedy wiatr zadmie w żagle.

- Czasami wydaje mi się, że zupełnie nie wiesz co mówisz – mruczy Merlin buntowniczo.

Taliesin uśmiecha się. – Też tak kiedyś myślałem. I wiesz co? Byłem strasznym idiotą.

Merlin jest pewien, że czegoś tu nie rozumie, ale ostrzegali go.

- Nie znajdę tu odpowiedzi? – upewnia się.

- Nie znasz jeszcze pytań.


Gedref

To był moment, Merlin pomyśli dużo później, kiedy wszystko się zaczęło, tak naprawdę.

Będzie się mylił, oczywiście, ale to początek dobry jak każdy inny, początek czegoś.

To dzień kiedy Merlin patrzy na Arthura i myśli: zrobię wszystko, żeby został królem Camelotu. Zrobię wszystko, żeby został królem Albionu.

Nie zastanawia się nigdy, czy było warto.

Wiedział to od początku.

Morze szumi wokół nich, kiedy zmruży oczy, na horyzoncie widać białe żagle.


Tintagel

- To nie może być mój wybór, panie – mówi Nimue z naglącym tonem w głosie. – Magia ma swoją cenę, długi muszą być spłacone.

- Zrób co potrzeba, a dostaniesz wszystko, czego żądasz.

Nie to ma na myśli, ale dyskusja z Utherem jest trochę jak ciskanie kamieni w morze by sprawić mu ból.

- Tak, panie.

Igraine ma włosy koloru lnu i przyjazne spojrzenie. – On tak bardzo chce syna – mówi, uśmiechając się do Nimue.

- Uratuj ją – powie Uther później, zanim zacznie krzyczeć, zanim zacznie grozić. Prośba jest zawsze pierwsza, zanim przychodzi gniew.

- Chciałabym – odpowie Nimue. – Chciałabym, ale nie mogę.

Mogłaby. Ale czasami magia nie daje nam tego, czego chcemy, czasami daje nam to, czego nam potrzeba.

Oddech Igraine cichnie i w końcu milknie.


Avalon

- To stara historia – mówi Taliesin, uśmiechając się, jakby coś wspominał. – Czekał na przybycie statku i wypatrywał koloru żagli. Jeśli statek niósłby jego ukochaną, żagle miały być białe. Jeśli nie, jeśli czekała go śmierć bez niej, żagle byłyby czarne.

Wyspa jest zielona, a w powietrzu unosi się zapach jabłek. Liście czerwienią się złotem, popołudnie rozciąga się w nieskończoność.

Kiedy Taliesin zamyśla się, jego skostniałe palce przeczesują długą brodę. – Chyba już czas. Łódź niedługo przybije do brzegu.

Nimue czeka u jego boku, brzeg białej sukni nurza się w wodzie. – Tego chciałaś? – pyta ją. Świat tonie we krwi, ale na wyspie to nie jest ważne. Na wyspie zapominasz o świecie.

Na wyspie mało kto znajduje odpowiedzi, ale pozostań tu wystarczająco długo, a zapomnisz jakie były twoje pytania.

- Warto było? – zapyta Morgana, wysiadając z łodzi. – Ty i twoje plany, on i jego królestwo, ja i... warto było?

- Kiedyś będzie – powie Merlin. – Kiedyś świat będzie znowu młody, kiedyś nadejdzie czas. Teraz pozostaje nam tylko wypatrywać białych żagli.

- Czasami wydaje mi się, że nie wiesz o czym mówisz, Merlin – powie mu Arthur, niepewnie wysiadając z łodzi. Morgana rusza mu na pomoc, ale nie jest potrzebna, na wiecznie zielonej wyspie nikt nie umiera i nikt nie choruje.

- Bo nigdy nie wiem – Merlin wzrusza ramionami. – Trudno pamiętać o czymkolwiek, kiedy jesteś tutaj.