stop. look. listen.

Zamykam oczy (i świat umiera).

Podnosi ją jakby nic nie ważyła, i kładzie na łóżku, a całe jej ciało wygina się w zaproszeniu.

(Tak powinno być)

Klęka przy niej, jego ręce przesuwają się powoli po jej ciele, palce rozłożone, tak by dotknąć jak najwięcej jej rozgrzanej skóry, tak jakby chciał by należała zawsze do niego, do nikogo innego. Jego palce powoli rozsuwają jej nogi, ruchem pewnym i pytającym zarazem, a jego język przesuwa się po jej wargach. Całuje ją tak, jakby to był ostatni raz.

(Był)

"Zostaw tą książkę," powiedziała trzy minuty wcześniej. "Nic nie znajdziesz." Jej słowa zlewają się w jedno, wzrok zachodzi mgłą, jakby patrzyła na niebo, błękitne i ogromne.

Klęczy teraz u jej stóp, jak rycerz z jej dawnych marzeń. Co prawda, w dziecięcych bajkach układanych zaraz przed snem, żaden rycerz nie dotykał jej tak właśnie, palce, usta, język, a jej biodra nie unosiły się jak fale przypływu.

"Wesley, teraz," prosi. "Chcę cię w końcu poczuć w sobie."

(Może wypełni zimną pustkę, ogromną i błękitną)

"Kocham cię," on szepcze, jego oddech ciepły i wilgotny na jej skórze.

(Ciepło, zimno)

Zamyka oczy, unosi biodra by wypełnił ją całą.

Jej oczy zachodzą mgłą.

(To taka mała śmierć)