- To co teraz zrobimy? - pyta Parker, owijając pasmo włosów dookoła palca.
Ktoś zadaje to pytanie za każdym razem, i Hardison mógłby wygłosić odpowiedź razem z Nate'm.
- Ukradniemy sobie most - mówi Nate z maniakalnym błyskiem w oku i szerokim gestem dłoni.
Któregoś dnia, myśli Hardison, któregoś dnia Nate powie "ukradniemy sobie królową Anglii", albo "ukradniemy sobie księżyc", a oni tak samo pokiwają głową i zaczną krystalizować plany, i nikt nie powie ani słowa na temat tego, że Nate jest absolutnie i kompletnie pieprznięty w głowę.
Któregoś dnia wpadną, i Hardison znajdzie się w pudle, bez przywilejów takich, jak kablówka oraz rzeczy niezbędnych, jak Internet. I nie będzie miał jak storrentować nowego Terminatora, a wtedy to ktoś na pewno zginie.
Sophie w zamyśleniu stuka palcami o blat, wygrywając jeden z tych rytmów, który zna każdy, ale nie może sobie przypomnieć skąd. Będzie się kołatał Hardisonowi po głowie przez cały dzień i będzie cholernie irytujący.
- Sposób na biskupa? - pyta, uśmiechając się do Nate'a, jakby to była gra wstępna i kto ich tam wie, może jest.
- Powinno zadziałać.
Nie wie, kogo Nate próbuje oszukać, po prostu chce założyć ten berecik.
- Czy ja dobrze zrozumiałem? - Eliot podnosi głowę znad kubka parującej kawy. - Kradniemy jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli San Francisco? Popieprzyło was zupełnie?
Dobre pytanie. Dobre trzy pytania. Dobrze, że nie zadał ich Hardison, bo spojrzenie Nate'a jest po części zranione, a po części zirytowane, a Hardison nie chce być tym, który sprawi, że Nate sięgnie po następnego drinka. Alkoholizm alkoholizmem, ale Sophie by go zabiła.
- Nigdy jeszcze nie kradłam mostu - ogłasza Parker, głosem pełnym rozmarzenia.
Hardison zaczyna szukać aktów własności mostu. Z pewnymi rzeczami nie ma co walczyć.